sny z trasy

czekam na piekielnie spóźniony autobus linii sto osiemdziesiąt. mijają godziny, a on nie nadjeżdża. już miałem zrezygnować z tegodniowej wycieczki, gdy nagle przez andersa przejeżdża wyjątkowo zaoblony i zadowolony z siebie busik. uśmiecha się chłodnicą, mruga reflektorami o długich, wypielęgnowanych rzęsach. ma nawet kapelusik.
- autobusie sto osiemdziesiąt, spóźniłeś się strasznie - kiwam palcem.
- mam najpiękniejszą trasę w warszawie, mogę się spóźniać! - podskakuje radośnie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz