niedowidzenia w pkp

szukają miejsc. chodzą. chodzą w kółko bez wytchnienia. jak oni to robią, że chodzą w kółko, skoro tutaj między fotelami ledwie się mieści linia prosta?

nie mam zegarka

zegarek się nie da omamić!

fonetyka atomowa

rozpędzają się cząstki w wielkim zderzaczu fonemów.

jan stoczaszek

nie, że coś, ale chciałem zaklepać te personalia w google'u zanim ktoś inny wpadnie na pomysł nazwać tak swojego bohatera literackiego. a poza tym: to setny niedonos.

kalki kalekie

zabarw mnie podekscytowanym.

ostateczne starcie

jeszcze jeden spacer i komuś się skończą podeszwy.

etos patos

aramis.

plugged in, not charging

leżę w łóżku, ale nie śpię.

izabelowy

po prostu kolor brudnożółty. kto by pomyślał, że taki brzydki kolor ma taką ładną nazwę? oficjalnie wpadam w zachwyt i lecę, lęcę, lecę długo w dół.

nie ma odwrotu

odwrócić to się możesz, ale za plecami masz ścianę, kochanie honey.

Zdrowe ciało, zdrowy

Stanisław niespodziewanie dla samego siebie zapragnął sprawdzić, jak tam z jego kondycją. Zrobił dwa przysiady, trzy skłony, pięć pompek, a ponieważ szło mu coraz lepiej, to i mostek z pozycji stojącej. Gdy tylko wygiął się w perfekcyjny pałąk, po brzuchu przejechał mu ukraiński tir, miażdżąc kręgosłup oraz duszę. 'Spierdalaj na obwodnicę!' - zawył zrozpaczony Stanisław skazany na rychłe rozpłynięcie się w nicości. 'Sorry, sorry' - splunął luzacko kierowca.

chłodnia białystok

gdyby gwiazda śmierci była konstrukcją naziemną, to.

wojny kuchenne

a na popitkę gruzińska lemoniada z granatów.

spłukać letnią wodą

ale skąd wziąć letnią wodę zimą.

cera atopowa

to taka cera, która nigdy nie będzie na topie.

kot

jeśli przynosi mi poturbowaną na śmierć mysz komputerową, to jeszcze wyraz chłodnej sympatii czy już ostrożna groźba?

pies

w te relacje od początku była wpisana niezbywalna sprzeczność: nawet w pogodę, że psa byś nie wygonił na dwór, pies domagał się niczego innego, jak właśnie ganiania na dworze.

wiecznie głodny

ale to klątwa rzucona przez zeusa zazdrosnego o moją fajność, a nie zwykłe łakomstwo.

słowotwórstwo też lubię

spacerować -> spacer
przespacerować (się) -> przespacer!

logika lubię to

jeżeli ktoś wyszedł z formy to pewnie dlatego, że nabrał kształtów.

mglinki II

bo o nim nie można powiedzieć, że świeci. on się wykrwawia światłem.

mglinki

pałac kultury jak ciężko przeziębiona latarnia morska – taki teraz niewyraźny i tak bardzo w oddali.

3 niebajki


***
Nie tak dawno temu i nie tak daleko, w Lublinie, mieszkała Elwira - gospodyni domowa, która nieodmiennie śniła, że jest bibliotekarką w największej bibliotece świata. Co noc przechadzała się długimi korytarzami, na chybił trafił wybierała oprawne w skórę woluminy, ścierała z nich kurz, a jeśli tytuł ją zainteresował, czytała kilka stron. Potem kilka następnych i jeszcze kilka, i jeszcze! I tak aż do ostatniej.
Pewnej nocy trafiła na książkę, której narracja była gęsta jak miód, ale gorzka. Każde słowo załamywało się w świetlistej masie, ale przykryte niepokojącym cieniem spomiędzy słonecznych strun. Każdy, kto choć dotknął okładki, całe życie miał za sobą ciągnąć złocistą wiązkę najpiękniejszego bólu. Kto przeczytał całość, na wieczność zatapiał się w żywicy unieruchamiającej każdą myśl.
Elwira, kiedy to zrozumiała, odrzuciła książkę jak najdalej i natychmiast się obudziła. Na całym jej ciele szczelnie usadzone bzyczały nienawistnie pszczoły. Gdy tylko otworzyła oczy, jak na komendę wbiły żądła w jej wybladłą skórę.
Bo kto przeczytał choć stronę, musiał zginąć.


***
Nie tak dawno temu i nie tak daleko, w Michałowie o eternitowych dachach przyprószonych śniegiem, mieszkał Józef, były pogranicznik. Wcześnie przeszedł na emeryturę, jednak zamiast radości wolnych dni, znalazł w niej samotność dni pustych. Zapragnął więc mieć hobby. Po długich rozmyślaniach i dokładnych poszukiwaniach w prasie popularnej i profesjonalnej postanowił nauczyć się kontrolować rytm serca. To przecież przydatna sztuka, jeśli spotka się w lesie niedźwiedzia.
Ćwiczył ciężko dniami i nocami, z każdym tygodniem stając się zdolnym do obniżania pulsu o kolejne uderzenie. Po dwóch latach, gdy nauczył się wstrzymywać bicie nawet na pół minuty, Józef postanowił sprawdzić nowo nabytą umiejętność w praktyce. Wyruszył do pobliskiej puszczy i krzykiem nawoływał niedźwiedzi, żeby oceniły, jak dobrze udaje martwego. Szukał i szukał, a gdy już miał zawiedziony wracać do domu, między drzewami mignęło mu coś brunatnego i puchatego.
Natychmiast padł bez ruchu na ziemię i zatrzymał serce. Niedźwiedź podczłapał do niego, obwąchał, przeklął soczyście i uszedł w gęstwinę. Józef odczekał jeszcze chwilę i cały radosny ruszył biegiem w kierunku miasteczka, żeby ogłosić sukces. W połowie drogi padł martwy, bo zapomniał uruchomić krwioobieg.
A ten niedźwiedź to tak naprawdę byli dwaj szmuglerzy białoruskich papierosów w przebraniu.


***
Nie tak dawno temu i nie tak daleko, bo w Warszawie, tuż obok Dworca Wileńskiego, mieszkał niespełna 35-letni sprzedawca ubezpieczeń imieniem Norbert. Mało było w jego życiu wzruszeń, chociaż pilnie ich poszukiwał. Pewnej nocy zasnąć mu nie dawały niezidentyfikowane dźwięki. Im dłużej się w nie wsłuchiwał, tym bardziej stawały się znane, choć wciąż zupełnie obce; tym bliższe były, chociaż wciąż raczej odległe. Szukał długo po całym pokoju, po półkach, po ścianach, po kątach, wysoko i nisko, wysoko i nisko. Nie mógł jednak odnaleźć źródła.
Ta muzyka wypełniała go ciepłem i domowym spokojem, i był radosny chociaż całkiem niewygodny, taki na czworakach obszukujący drewnianą klepkę. Czy może w szparach parkietu ukrył się świerszcz-muzykant, cudza empetrójka włączona na cały regulator? Może chociaż prześwit do imprezy tanecznej u sąsiadów z dołu?
Szukając i szukając, uderzył głową w kaloryfer, a ten zabulgotał z aprobatą: ciepło, ciepło. Nie było w tym melodii, ani harmonii, ani rytmu. Norbert wstał i wzruszył ramionami na swoją wyobraźnię.
Zapowietrzony kaloryfer, trochę jak okaryna, trochę jak akordeon, zaśpiewał znowu, ale ciszej, bo bardzo posmutniał.

acta

myślałem, że znalazłem prosty sposób/pewne zabezpieczenie przed smutnymi skutkami: chciałem ściągnąć całą muzykę/wszystkie filmy z internetu i nie martwić się/nie opłakiwać. ale cóż: mam za mały dysk twardy. smutne nie?

bloku ocieplanie II

anieli w niebiesiech trzępią swe kwadratowe poduchy.

gombrowicz i koty

a jeżeli ten sierściuch się nie uspokoi, to zrobię mu mały kosmos i będzie wielki płacz.

antropologia wizualna

oczy się pasą; dusza się tuczy.

taktyki zasypienne

jeden śpi przy włączonym świetle, bo boi się duchów. drugi śpi przy włączonych lampkach choinkowych, żeby wywołać ducha świąt. (a poza tym te lampki wyglądają jak małe, mocno nabuzowane hormonami świetliki. i to jest nawet fajne!)

bida biba II

moja herbata smakuje plastikiem, ale przynajmniej jest zielona.

82.92.Z działalność związana z pakowaniem

nie obejmuje fitnessu i kulturystyki.

aporetyczne stany i rozkłady

powinienem już chyba zadecydować: albo porywam się na nigdy niedokończone rozumienie własnego bycia i potencjalną transcendencję poza siebie, albo usiłuję robić ładne rzeczy dla miłych ludzi za w miarę akceptowalne stawki. pomylić design z dasein to jednak jakiś obciach jest.

elegancja

no bo pokaż mi coś bardziej eleganckiego niż dwa tramwaje jadące z przeciwnych kierunków, dostojnie mijające się na łagodnym łuku.

bloku ocieplanie

ten śnieg to wygląda jak styropian, ale nawet ujdzie.

miss world

tak naprawdę to kłamałam z tym pokojem na świecie i marzy mi się tylko taka mała kanapeczka z żółtym serem... i może jeszcze korniszonkiem!

tym razem nie o księżycu

te chmury to są fluorescencyjne, czy to tylko narodowy się pali?

twój kot kupowałby whisky

myślałem, że wymyśliłem fajne hasło, takie naprawdę oryginalne i fajne, fajne hasło, ale coś mnie ten tego i oczywiście ni tu tu, bo już nawet taki demotywator jest. przeklinam cię google.

Q&A II

za swoją największą wadę uważasz... nadużywam partykuły rematycznej to ale to to korekta wyłapie, nie?

lacrimosa II

byłem do centrum tramwajem i bez słuchawek i musiałem słuchać: 'a ja ci mówię, mi to cipa, no, ale że on sobie bimba, to poszła mi pompa i mówię mu: «w dupę ci kurwa!»' auć. póki co kupiłem stopery.

lacrimosa

po wielu latach wdzięcznego służenia popsuła mi się empetrójka. urwał się przycisk hold i teraz nie można jej wyłączyć ani ściszyć, ani zmienić piosenki. wykrwawia się, wykrwawia się powoli trzaskami z za tanich na nią słuchawek. mógłbym je odłączyć i pójść spać, ale nie chcę, żeby umierała taka cała w samotności. może ostatni raz pozwolę jej zagrać przez głośniki? jest pierwsza w nocy. przepraszam sąsiadów, to ważne. a jednak się przywiązuje, dlaczego akurat do przedmiotów?

bida biba

wsypać do zaparzacza jedną łyżeczkę herbaty na każdą planowaną filiżankę naparu. zalać wodą o temperaturze 80 stopni, parzyć pod przykryciem najwyżej 2 minuty. herbatę wysuszyć, czynność powtórzyć.

facebook

a czy można zabijać lubieniem?

2000-2009

że niby lata zerowe, zerodziesiąte, zerodzieste? zagwozdka na kolejne dziesięciolecia!

mleko

'wzięła mleko na krechę, to znaczy wciągnęła to mleko. wciągnęła je na zeszyt'.

uprzejmość

czy powtórzenie manewru może odnieść skutek na miejsce?

koklusz III

mój prywatny vintage: choroba z XIX wieku, ale w wieku XXI.

scrabble

studenci polonistyki żądają przywrócenia jerów, coby trudniej było grać.

500 złotych

kraul to: a. styl poetycki, b. styl architektoniczny, c. styl tańca, d. styl życia?

tvn style i architektura wnętrz

hejka, jak tam postępy w terapii uzależnienia od przedmiotów?

tvn style, piekarnictwo, frazeologia

białe bułeczki są ślepe, ciemne smakują popiołem.

manifest III

kiedy wszystko spiszę, wtedy wszystko przeczytam.

koklusz II

pani doktor, a czy jest możliwe, że zaraziłem wszystkich ludzi napotkanych w ciągu ostatniego tygodnia i że oni teraz też zachorują a potem umrą? ale by było!

koklusz

sucha woda brzegi parzy.

osiemnaście plus

nie ma czego czytać z ruchu ust, ciekawe, czy byłoby co czytać w myślach.

dom i ty

a z braku kamery zrobilibyśmy film porno metodą poklatkową: pierwsze takie hard, hardkor porno, w którym krzyczy się 'wolniej, wolniej!' w najostrzejszych momentach. oł jea!

samowystarczalność

on wybierał przedmioty i wskazywał je wnętrzem dłoni, ona podnosiła je do ust i szeptała do środka: to, co tkwiło wewnątrz, kwitło na powierzchni. za ostatnim razem wzięła i powiedziała: 'jest puste'. odpowiedział jej 'bo wyjąłem'. ona w płacz i z mieszkania. biegnąc, potykały się schody o półmrok, a rejestry zmieniały się jak za oknem pociągu: 'jej mąż się onanizuje!'

rodzinne święta V

27 grudnia jest pierwszym dniem wolnym, czyli pracującym.

rodzinne święta II-IVb

telezakupy mango i tryb zen. supermarketowy jezus kontra alkoholowy mesjasz. jedz, jedz, jedz póki gorące; pij, póki zimne. piernik ma smakować, a nie wyglądać; wódka ma poniewierać, a nie smakować.

rodzinne święta

radosny taniec wokół radosnego ogniska w radosnej fabryce radosnych fajerwerków.

repetycje III

im dalej w zamieć, tym więcej śniegu, a potem nagle bum i wiatrak, drewniany wiatrak, uderzył mnie niespodziewanym skrzydłem jak gumową pałką. co tu robi dlaczego nie odleciał na zimę? może jeszcze zdąży, jeśli wyruszy natychmiast! śniegu dopiero do połowy drogi.

perukarstwo i dendrologia

te drzewa to najpierw łysieją i dopiero później siwieją.

wielościan

coś, co jest na wielu ścianach.

rewolucje zaczynają się w spożywczym

jakie duże te granaty! a, bo to odłamkowe...

najbardziej okrutna playlista

kiedy już wszyscy o mnie zapomną, włączę najbardziej okrutną playlistę. 30 gigabajtów muzyki i ani jednej wesołej piosenki; 30 gigabajtów muzyki i tyle godzin smętnych dźwięków, że umrę z wyczerpania, zanim dotańczę, dotańczę, dotańczę do końca.

skuteczne odchudzanie

bajki między bajaderki.

słowacki 21

a kiedy umrę, wypierzcie moje serce w domestosie. niech żaden obcy ninja nigdy nie odkryje plam na honorze.
skaz na charakterze nawet chlor czysty raczej nie wypierze.

smok wawelski poleca na obiad

księżniczkę na ziarnku grochu.

repetycje II

we śnie i przez sen robię to samo: żegnamuję, papapuję miasto wschód. szarobiałe miasto, kto ci teraz zaśpiewa piosenkę, że żwir, że piach, że muł, że szkło, że mgła. wyziębione miasto, nikt ci nie zaśpiewa! w swojej szaroszewskiej pasji zdychaj, zdychaj.

kasowanie pamięci

'martwe miasto o 22 ulicach na terenie pięćdziesięciohektarowym'. 'garam masala, kmin rzymski, anyż, kolendra, goździki'. 'język jest dialektem wspieranym przez policję'. 'być kimś, zostać kimś, być gdzieś, zostać gdzieś, być samochodem, zostać samochodem'. '24; 7848'. 'głos jest krzykiem i nikogo to nie obchodzi'. a wiadomość, której szukałem, musiałem skasować po drodze.

psalm kont

wszystkie systemy gospodarcze sprawne, nie brak mi niczego. mogę się topić spokojnie w zielonych trzęsawiskach.

jednak kręci

koło hermeneutyczne okazało się nadspodziewanie przydatną koncepcją: jak inaczej dałoby się uzasadnić taką a nie inną kolejność filmów podczas maratonu gwiezdnych wojen? tyle godzin czytania nie poszło na marne. dzięki szlejciu, dzięki hajdi! zasłużyliście na kolejne nieudane podejście do lektury.

antykonsumpcjonizm znowu modny
też chcę być modny

jeśli chcemy żeby nasze mieszkania coraz bardziej przypominały wystawy sklepowe, superhipermarkety, hurtownie, magazyny, to czy siłą bezradnej implikacji, siłą bezładnej inercji sami nie stajemy się towarami na ponurych półkach? ach, nie! przecież nie można nas kupić, bo jesteśmy najpiękniejszymi z manekinów podczas przeciągającej się zmiany ekspozycji.

sowizdrzał albo znowu uciekł

'duch szuka swoich ruin a wchodzi do nowych domów'. mam zabawną rymowankę lub sto starych złotych dla osoby, która wyjawi mi, skąd pochodzi ta atrakcyjnie brzmiąca fraza. jest przecież niemożliwe, że sam to wymyśliłem, przyśniłem, przysłyszałem. mnie zdarza się tylko przyczytywać, a i to coraz mniej uważnie, z pominięciem okładek i stron tytułowych.

nieudany plan dla nocorożców

łóżko elektryczne ostatecznym rozwiązaniem kwestii śmiertelnie sennych i bezsennych! kilka iskier pod czaszkę zamiast szczypty piasku pod powieki. wyśpią się za wszystkie noce świata. a co, jeśli ich kości ciemieniowe są za twarde na dwa tysiące woltów, twarde, tak twarde jak u nosorożca? lepiej zostawić samych sobie tych, których sny są za wielkie na ich sen. bo co, jeśli przeżyją aż do trzeciej próby?

niekompletne instrukcje

myszkić rolką.

myślę, że ciekawa propozycja

jeżeli już musimy, to pójdźmy, ale offline.

repetycje

po cichutku przyjeżdżam tam, skąd wyjechałem z niezłym hukiem. czasami chciałbym zostać tu na zawsze, a czasami już więcej nie wracać. dzięki ci, miasto wschód, za te ambiwalencje. nigdy przecież nie lubiłem zbyt prostych sytuacji.

jaskra lub 10 innych

to początkowo było nawet zabawne: te żółte na góra-lewo i fioletowe na prawo-dół cienie wokół każdej litery. było, ale szybko zaczęło jej przeszkadzać. marianna, mrużąc oczy w wąskie wąskie szparki, zajrzała do wikipedii i już wiedziała, że nie ma ratunku. postanowiła, że teraz nic, tylko czeka z wielką łychą, aż cały świat przeobrazi się w jej oczach w morze nieznacznie rozgotowanej kaszy jaglanej. mniam.

czyli jednak nie mam

mam marzenie i dałoby się je spełnić za może nie tak duże pieniądze. chciałbym, żeby po wpisaniu w google'u miron białoszewski wyskakiwał ten tutaj blog. mam marzenie i dałoby się je nie tak znowu trudno kupić, ale wiem, że chociaż w to nie wierzę, to lepiej być sobątworem niż sobowtórem. albo jednak nie?

Q&A

'jaka jest twoja największa wada? kiedy kocham to na umór, a potem robię rzeczy których się trochę wstydzę. jak określiłbyś obecny moment swojej kariery zawodowej? ciągle nie otrząsnąłem się po poprzednim związku i chyba nie jestem jeszcze w stanie zaangażować się na poważnie. czego się spodziewasz po pracy u nas? przede wszystkim szukam przyjacielskiego wsparcia i poczucia bezpieczeństwa, ale nie jest tak, że seks jest dla mnie zupełnie nieistotny'. popatrzcie: wykułem na sreberko nie jeden, a dwa nudne scenariusze. i jestem taki elastyczny między nimi! haeruj, haeruj, wyhaeruj mnie!

jeszcze raz to samo

'jestem na valium, ale mi nie pomaga, więc popijam martini, ale to też nie pomaga, więc zagryzam relanium'.

tragiczne wiadomości tylko

r o z s t r z e l a n y m   d r u k i e m

pomniejsza panika

a co, jeśli przez noc wyładuje się komórka i budzik nie zadzwoni?

vade metro

z budynku pkp przy targowej zdjęli termozegarek. teraz, biegnąc na swoje tramwaje, nie wiemy, jak bardzo jesteśmy spóźnieni, a jak bardzo za lekko ubrani. umrzemy z wychłodzenia i nawet nie będziemy wiedzieć, o której godzinie. dlaczego zdjęli? kto i z czyjej racji?

niedonos niedospany niedobudzony

obudziłem się w sam środek nocy z poczuciem, że niedośniłem czegoś ważnego. ostatnią sceną snu była kanapka z czarną porzeczką podłączona do alarmu przeciwwłamaniowego i jej buńczuczne zapowiedzi, że podbije rynek reklamy zupy pomidorowej. nie jeść więcej pomelo przed snem! przerośniętym nekromańczom 'dziękuję, nie jadam!' z innej kuchni: cudze naczynia manifestują w moim zlewie z okrzykami i transparentami: 'poderżniemy wam gardła!', 'podczas snu utniemy rękę, którą na nas podnosicie! (z myjką)'. odkrzyknąłem im: 'porządki dziś gwarancją czystego jutra', ale boję się, że to nieprawda, że będę walczyć sam i że to walka skazana na porażkę. spisek, spisek, spisek, więc spisuję. jednak dobrze, że się jeszcze obudziłem.

raport dobowy

tofu marynowane w przeterminowanym sosie sojowym i świeżym czosnku smakowało jak podroby, tylko że bez żyłek. impreza w klatce obok była, że OMG i WTF. dziś rano koło południa rześcy chłopcy nieśli nowe drzwi ze szklaną szybą, jakby z zamiarem niepostrzeżonego ich wstawienia. praskie karaoke trwało do 5, od 5 nadawało ptasie radio program praski. wyprałem całą pościel w nowym płynie do płukania o zapachu migdałów; zapomniałem że panicznie boję się zapachu migdałów. snu mniej, więcej wartości dodanej! cały ten ciąg napisałem chronologicznie wstecz, a to mnie dziwne? spać!

księżyc II

księżyc – wielki, niski, żółty, nienawistnie naleśnikowy; taki, który prześwitami między blokami, szparami między żaluzjami gna ci prosto pod kołdrę, kiedy się potajemnie, po cichutku masturbujesz. zgroza.

astma

'ach, jak trudno mi się dzisiaj oddycha' westchnęła marianna. 'och, odpocznij sobie' szepnęła jej wdrukowana w płuca przyjaciółka. 'ach, ach, chhhhhhhhkqwerty...'

skuteczna promocja literatury

serdecznie państwa zapraszamy na cykl seksspotkań z poetami?

rozprzęganie od snu

koniec świata przez rozprzęgnięcie sensu, wiązań rozprzężenie, a właściwie to zanik grawitacji. grawitacji w ogóle, nie że mleko ucieka górą z kubka, a rozochocone przedszkolaki skaczą na orbitę. wesoła apokalipsa to żadna apokalipsa. 200 szczęśliwców, którzy najszybciej zadzwonili na przekazywany potajemnymi kanałami numer telefonu, załapało się na lot na marsa. głupi, bo tam też dotrze zanik grawitacji i wszystko, ale to wszystko, rozpadnie się na zupełnie bezgwiezdny pył. zanim się dotarłem do kresu dezorganizacji, bardzo się z nich śmiałem. każdą cząsteczką oddzielnie i bardzo tanecznie, cały w księżycowe kroki, a każdy w innym kierunku. z miłością dla świata i wszystkich jego części. a potem się obudziłem i było mi dla odmiany dość smutno. sam nie wiem.

angina

uderzyło mnie to nagle z całym okrucieństwem: jestem z białka, wszyscy jesteśmy. aaaa!

a że RGB

i dostrzegłem na niebie taki przedziwny odcień różu: coś jak półprzelotny, coś jak niedopatrzony. nie wiem, czy ma jakąś systemową nazwę, ale nawet jeśli ma, to jej nie znam. przez moment byłem święcie przekonany, że ten ton musi się nazywać wiolinowy. jeżeli to są zaczątki synestezji, która jest zaczątkiem schizofrenii, afazji, autyzmu lub czegoś równie strasznego, nie jest to nieprzyjemne. pierwszy raz od dawna pomyślałem o kolorze inaczej niż wg modelu CMYK.

obierzyny

zatemperowałem ołówki i co teraz będzie?

nawoływanie na blokowiska

dość! dość! spać! więcej snu, mniej sensu! krótsze dziś gwarancją wcześniejszego jutra!

i ja też białoszewskim wannabe

białostoccy poloniści w autobusach późnowieczornych: 'alja mszę o-owiedzieć, że ckowiicie toreluję poteykę bszewskiego! ckowiiiiicie!' 'iuuuuj!'

księżyc

najbardziej niewiarygodny księżyc świata: lisia czapa godna nadwołkowyjskiej nocy liczby pojedynczej. nieco umniejszony już satelita przebija się przez cienką warstwę chmur. wygląda jak upiorne oko: biała źrenica, szarobłękitna tęczówka, białko jak okrągła tęcza z przedziwnie odwróconym widmem (od czerwonego na zewnętrznej krawędzi przez zieleń, indygo i fiolet do rozmydlonego oranżu wewnątrz). za dużo patrzenia w niebo, za mało pod nogi. ale przecież jestem rozmarzonym mistrzem sosów do makaronu, który potyka się na każdej literówce.